Uważałam siostrę za frajerkę. Zamiast robić karierę i żyć na poziomie, narodziła sobie dzieci i wyszła za budowlańca – po latach musiałam przełknąć gorycz zazdrości…
Patrzyłam na siostrę z politowaniem. Zamiast korzystać z życia, realizować ambicje i wspinać się po szczeblach kariery, postawiła na rodzinę. Jej mąż? Zwykły budowlaniec. Dzieci? Kupa kłopotów. Ja za to brylowałam w towarzystwie, zdobywałam kolejne awanse i nosiłam markowe ubrania. Wydawało mi się, że jestem na szczycie, ale wtedy…
Dopiero pewien rodzinny zjazd sprawił, że poczułam ukłucie zazdrości. Nie sądziłam, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. Jej życie, które zawsze uważałam za przeciętne, zaczęło przypominać coś, o czym sama mogłam tylko marzyć…
Kariera kontra rodzina
Od zawsze byłam tą „ambitną”. Pierwsza w rodzinie zdobyłam dyplom prestiżowej uczelni, szybko pięłam się po szczeblach kariery i żyłam tak, jak sobie wymarzyłam – w luksusie. Moja siostra, Agata, była moim przeciwieństwem. Po liceum wybrała krótką szkołę zawodową, a zamiast rzucić się w wir pracy i podbijać świat, zakochała się w budowlańcu. Potem jedno dziecko, drugie, trzecie… Patrzyłam na nią z politowaniem.
„Frajerka” – myślałam, widząc, jak biega za dzieciakami z rozwianymi włosami, podczas gdy ja popijałam Prosecco na firmowych bankietach.
Rodzinny zjazd, który wszystko zmienił
Kilka lat później rodzice zorganizowali rodzinne spotkanie. Pojechałam tam raczej z obowiązku niż chęci. Wyobrażałam sobie, jak będę musiała znosić rozmowy o pieluchach, szkołach i tym, co taniego można kupić w osiedlowym sklepie. Jednak to, co zobaczyłam, zaskoczyło mnie.
Dom Agaty był ciepły i tętnił życiem. Każdy kąt zdawał się mieć swoją historię, a jej mąż – ten „budowlaniec” – okazał się charyzmatycznym facetem z ogromnym poczuciem humoru. Dzieci, które uważałam za uciążliwy obowiązek, były inteligentne i pełne wdzięku. A ja? Siedziałam tam, w swoim drogim garniturze, czując się jak intruz.
Niespodziewana kłótnia
Kiedy usiedliśmy do kolacji, zaczęły się rodzinne rozmowy. Jak zwykle zaczepiłam Agatę, żartując z jej „prostego życia”. W końcu wyrzuciła z siebie coś, co mnie zabolało:
– Życie na poziomie, mówisz? A co masz poza tym? Bo my mamy siebie.
Byłam wściekła. Próbowałam się bronić, ale w głębi duszy wiedziałam, że trafiła w sedno. Moje życie, choć pełne pozornych sukcesów, było puste.
Gorzkie przebudzenie
Kilka miesięcy później zostałam zwolniona. Przez lata praca była moją tożsamością, a teraz nie miałam nic. Agata, mimo wcześniejszych złośliwości, wyciągnęła do mnie rękę.
Zaprosiła mnie na obiad. Tym razem nie czułam się jak gość, a jak członek rodziny. Patrzyłam, jak jej dzieci pomagają w kuchni, jak mąż śmieje się z nią przy stole, i poczułam, że zazdrość zżera mnie od środka.
Cała prawda
Agata miała coś, czego ja nigdy nie miałam: miłość, ciepło i stabilność. Tamtego dnia przyznałam przed sobą, że to ja byłam frajerką. Wybierając samotność i ambicję, straciłam coś znacznie cenniejszego.