Mariusz uciekł, gdy tylko zaszłam w ciążę. Na odchodne rzucił, że da mi kasę, ale tatuśkiem nie będzie – jednak życie udowodniło mu, że nie ucieknie przed odpowiedzialnością…

Mariusz był pewien, że wyrwie się z kłopotów, zostawiając mnie z dwoma kreskami na teście ciążowym. „Dam ci pieniądze, ale nie licz, że będę ojcem!” – te słowa brzmiały jak wyrok. Jednak życie miało dla niego niespodziankę, której się nie spodziewał…

Gdybym wiedziała, co wydarzy się za kilka lat, może nawet bym mu współczuła. Ale wtedy, stojąc w małej kawalerce i trzymając w rękach pozytywny test, czułam tylko gniew. Nasze drogi miały się jeszcze skrzyżować – i to w najmniej oczekiwanym momencie…

Początek końca: „Nie licz na mnie”

Wszystko zaczęło się od jednej rozmowy, która zburzyła mój świat. Mariusz, mężczyzna, z którym byłam od dwóch lat, spojrzał na mnie z taką obojętnością, że przeszedł mnie dreszcz. Powiedział, że ciąża go przerasta. „Daj mi spokój, Ola. Nie jestem gotowy na dziecko. Dam ci pieniądze, ale tatuśkiem nie będę”. Wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Nie próbował zadzwonić, nie zapytał, jak się czuję. Dla niego to było zakończone. Ale dla mnie – dopiero się zaczynało.

Samotne macierzyństwo

Byłam przerażona, ale postanowiłam, że dam radę. Córka, która przyszła na świat kilka miesięcy później, była moim całym światem. Mariusz zgodnie z obietnicą przesyłał pieniądze, ale nigdy nie interesował się dzieckiem. Widywałam jego zdjęcia na Facebooku – podróże, nowe samochody, drogie restauracje. Czułam złość, ale mówiłam sobie, że karma kiedyś do niego wróci.

Niespodziewane spotkanie

Minęły cztery lata. Pewnego dnia, wracając z placu zabaw, zobaczyłam Mariusza. Siedział na ławce, a obok niego – młoda kobieta i chłopczyk. Byłam w szoku. Miał nowe życie, nowe dziecko, a ja wciąż walczyłam sama. Chciałam podejść i powiedzieć mu, co o nim myślę, ale coś mnie powstrzymało.

Kilka dni później dowiedziałam się od wspólnej znajomej, że Mariusz… jest w kryzysie. Kobieta, z którą był, postanowiła odejść, a jego biznes upadał. „Podobno ma teraz problem z alimentami na tamto dziecko” – dodała znajoma. Poczułam coś dziwnego – czyżby sprawiedliwość?

Prawda, która wstrząsnęła wszystkimi

Kilka tygodni później Mariusz skontaktował się ze mną. Przyszedł do mojego mieszkania, niepewny, zmieszany. „Olu, musimy porozmawiać”. Byłam wściekła, ale postanowiłam go wysłuchać. Powiedział, że chciałby zacząć widywać naszą córkę. „Zrozumiałem, że popełniłem błąd” – dodał. Ale jego słowa nie brzmiały szczerze. Coś ukrywał.

Wkrótce wszystko się wyjaśniło. Okazało się, że Mariusz musiał stawić się w sądzie, bo jego była partnerka pozwała go o alimenty na ich dziecko. Prawnik powiedział mu, że jeśli wyjdzie na jaw, że unikał odpowiedzialności za naszą córkę, sprawa może się skomplikować. Chciał więc „udawać dobrego ojca”. Byłam w szoku.

Decyzja, która zmieniła wszystko

Zgodziłam się na spotkania, ale tylko w obecności kuratora. Chciałam, by Mariusz zrozumiał, że bycie rodzicem to nie tylko prawo, ale i obowiązek. Dziś widuje się z córką, ale nie z własnej woli – bojąc się kolejnych konsekwencji. Czy kocha ją? Nie wiem. Ale wiem, że już nigdy nie ucieknie przed odpowiedzialnością, bo ja na to nie pozwolę.

Jak byście postąpili na moim miejscu? Czy dalibyście Mariuszowi drugą szansę, by nawiązał więź z dzieckiem, mimo jego wcześniejszego zachowania? Dajcie znać w komentarzach!

error: Treść zabezpieczona !!