Pomysł córki na biznes brzmi świetnie, dopóki nie dowiedziałam się, że to ja mam spłacać jej kredyt. Wtedy cała ta wizja przestała być taka różowa.
Kiedy Marta przyszła do mnie z błyskiem w oczach, od razu wiedziałam, że ma jakiś nowy pomysł na życie. Opowiadała o wyjątkowym biznesie, który miała na oku, przekonując mnie, że to strzał w dziesiątkę, że od razu będzie sukcesem. Zgodziłam się jej wysłuchać, nawet przyklasnęłam kilku pomysłom…
Wszystko wyglądało bajecznie, dopóki nie usłyszałam, że to ja mam być gwarantem jej kredytu. Nagle moja wiara w jej wizję osłabła. Moje uwagi wcale jej nie spodobały – zaczęła na mnie naciskać, bym zgodziła się na więcej, niż mogłam sobie pozwolić…
Kiedy wizja staje się planem
Marta od zawsze marzyła o tym, by zostać własną szefową. Od dziecka była ambitna i pełna energii, więc nie zaskoczyło mnie, gdy po raz kolejny oznajmiła, że ma pomysł na biznes. Tym razem jednak jej głos brzmiał pewniej, a plan wydawał się bardziej przemyślany niż poprzednie. Miała otworzyć małą kawiarnię w naszym miasteczku. „Wiesz, mamo, tu przecież nigdzie nie można dostać porządnej kawy!” – mówiła z pasją, a ja kiwałam głową, zachwycona jej entuzjazmem.
Marta pokazała mi kosztorys, obliczenia i schemat lokalu, który miała już na oku. Wszystko wyglądało naprawdę obiecująco, a ja czułam, że ten biznes mógłby mieć szansę. Byłam dumna, że podjęła się takiego wyzwania – choć wciąż pamiętałam jej wcześniejsze, nierealistyczne plany. „Mamo, tym razem wszystko będzie inaczej” – zapewniała. A ja chciałam jej wierzyć…
Kredyt i gwarant – rola, której nie przewidziałam
W końcu Marta zaprosiła mnie na rozmowę, twierdząc, że musi omówić jeszcze kilka szczegółów finansowych. Miałam lekkie obawy, ale postanowiłam wysłuchać jej do końca. „Mamo, tylko jedna rzecz – potrzebuję, żebyś została moim gwarantem na kredyt. To standardowa procedura” – mówiła, jakby to była najzwyklejsza sprawa na świecie. W pierwszej chwili zgodziłam się, bo przecież chciałam jej pomóc. Jednak gdy zapytałam o kwotę kredytu, zamarłam – suma była dużo większa, niż sobie wyobrażałam. W jednej chwili poczułam, że coś jest nie tak.
W odpowiedzi na moje pytania zaczęła opowiadać o swoich wyliczeniach i przychodach, jednak jej ton zrobił się bardziej natarczywy. Z czasem poczułam, że nie prosi mnie o pomoc, tylko wymaga – jakby ten kredyt i moje zabezpieczenie były jej prawem. Zaczęła mi zarzucać, że nie wierzę w jej marzenia, że zawsze wątpię w jej możliwości. Słowa, które padały, były ostre, a atmosfera gęstniała.
Kłótnia, której nie dało się uniknąć
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co Marta mi powiedziała – i co chciała, bym zrobiła. Z jednej strony chciałam, by jej się udało, z drugiej – bałam się zaryzykować swoje oszczędności. „Dlaczego nie możesz załatwić tego sama?” – zapytałam, starając się nie unieść. W odpowiedzi usłyszałam tylko, że „wszystkie młode osoby tak robią”, a „gwarant to tylko formalność”. Jednak dla mnie to nie była formalność, a decyzja, która mogła wpłynąć na całe moje życie.
Marta nie ustępowała – naciskała, zarzucała mi brak wsparcia i zaczęła się kłócić. Atmosfera się zaogniła, aż w końcu emocje sięgnęły zenitu. Powiedziałam jej, że muszę mieć czas do namysłu, ale ona nie chciała czekać. „A więc nic się nie zmieniło! Zawsze we wszystkim przeszkadzasz!” – krzyknęła i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.
Prawda o biznesie Marty
Przez kilka dni byłam przygnębiona i zdezorientowana. Gdy pewnego wieczoru zadzwoniła moja siostra, wyżaliłam się jej o wszystkim, co się wydarzyło. Wysłuchała mnie uważnie, a potem powiedziała coś, co kompletnie mnie zaskoczyło: „Słyszałam, że Marta ma długi. Może to nie chodzi tylko o biznes?”
Zrozumiałam, że może faktycznie powinnam dowiedzieć się czegoś więcej, zanim się zgodzę. Postanowiłam sama zweryfikować kilka informacji. Ostatecznie dowiedziałam się, że Marta miała już wcześniej kilka niespłaconych kredytów, które prawdopodobnie stały się przyczyną odmowy w banku. W ten sposób potrzebowała mnie jako zabezpieczenia.
Prawda w końcu wyszła na jaw. Wszyscy jej znajomi wiedzieli, że Marta ma poważne problemy finansowe, ale bała się przyznać mi, jak bardzo jest zadłużona. Pomysł na kawiarnię był jedynie próbą ratowania się z tych kłopotów. Zrobiło mi się przykro, bo nie tylko próbowała mnie wykorzystać, ale przede wszystkim – nie miała do mnie zaufania, by powiedzieć prawdę.