Teściowa przekonywała, że mieszkanie to dla nas najlepsza inwestycja. Ale nie przewidziałam, jakie miała zamiary…
Kiedy moja teściowa, Irena, zaproponowała, że pomoże nam sfinansować zakup mieszkania, byliśmy z mężem w siódmym niebie. W końcu kto nie chciałby wsparcia w tak ważnej inwestycji? Nasze dotychczasowe mieszkanie było małe, a po narodzinach naszego synka zaczęło nam brakować miejsca. Mieszkanie, które znalazła Irena, wydawało się być idealne – przestronne, w dobrej okolicy, i na dodatek w świetnej cenie. „To będzie wasza najlepsza inwestycja na przyszłość” – powtarzała z entuzjazmem.
Nie mieliśmy powodów, żeby jej nie wierzyć. Irena była zawsze osobą, która miała wszystko pod kontrolą, a jej rady często okazywały się cenne. Dzięki jej pomocy zdołaliśmy zebrać odpowiednią sumę na zaliczkę, a resztę pokryliśmy kredytem. Mieszkanie wydawało się być wymarzonym domem dla naszej rosnącej rodziny.
Zaczęło się niewinnie
Początkowo wszystko szło jak z płatka. Teściowa odwiedzała nas często, przynosząc drobne prezenty do nowego mieszkania, oferując pomoc w dekorowaniu, a nawet pomagała przy synku. Cieszyła się, że udało nam się znaleźć tak wspaniałe miejsce, i regularnie pytała, jak nam się mieszka.
Jednak z czasem zaczęłam zauważać, że jej wizyty stawały się coraz częstsze. Zjawiała się bez zapowiedzi, przynosząc różne drobiazgi, które rzekomo „miały nam się przydać”. „Znalazłam te zasłony, będą idealnie pasować do salonu”, „Czy mogę zmienić układ mebli w sypialni? Wydaje mi się, że tak będzie lepiej” – mówiła, jakby nasze mieszkanie było jej osobistym projektem.
Początkowo nie zwracałam na to uwagi. W końcu każdy może chcieć pomóc rodzinie. Ale z czasem te drobne zmiany i sugestie zaczęły się mnożyć.
Dziwne zainteresowanie
Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy, zastałam teściową z narzędziami w rękach. Malowała ściany w jednym z pokoi. „Chciałam cię zaskoczyć!” – powiedziała z uśmiechem. Byłam zszokowana. „Ireno, dlaczego malujesz nasz pokój bez naszej zgody? Przecież nawet nie zapytałaś!” – zapytałam, starając się zachować spokój.
Irena jednak zbyła moje obawy. „Przecież to tylko mała zmiana. Chciałam, żebyście czuli się tu jeszcze lepiej”. Mimo że tonowała swoją ingerencję, czułam, że to już przekraczało granice. To był nasz dom, a ona zaczynała się zachowywać, jakby miała prawo do podejmowania decyzji bez naszej zgody.
Z czasem jej zachowanie stawało się coraz bardziej nachalne. Zaczęła przynosić katalogi z meblami, a pewnego dnia oznajmiła, że „może powinniśmy pomyśleć o wynajęciu jednego pokoju, skoro i tak go nie używamy”.
Zaczynałam się zastanawiać, skąd to nagłe zainteresowanie naszym mieszkaniem.
Prawda wychodzi na jaw
Pewnego wieczoru, kiedy mąż był w pracy, a ja próbowałam odpocząć po długim dniu, usłyszałam rozmowę telefoniczną Ireny. Siedziała w salonie, myśląc, że mnie tam nie ma. „Tak, to mieszkanie będzie idealne dla ciebie, musimy tylko poczekać jeszcze kilka tygodni. Nie, oni nie wiedzą jeszcze nic” – mówiła spokojnie, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.
Zamarłam. Z kim rozmawiała? I o co chodziło? Postanowiłam się dowiedzieć. Kiedy skończyła rozmowę, zapytałam wprost: „Ireno, co planujesz zrobić z naszym mieszkaniem?”.
Teściowa próbowała zachować spokój, ale jej spojrzenie zdradziło, że coś ukrywa. „Wiesz, że mieszkanie było kupowane także z myślą o rodzinie” – zaczęła. „Mój brat niedługo wraca z zagranicy i pomyślałam, że skoro macie tyle miejsca, to moglibyście go przygarnąć na jakiś czas. Wiesz, zanim się osiedli na stałe. To przecież tylko na chwilę”.
Byłam w szoku. „Chwila… chcesz, żeby twój brat z nami zamieszkał? W naszym mieszkaniu, bez naszej zgody? Przecież to nie jest twoje mieszkanie!” – wykrzyknęłam. Zrozumiałam, że teściowa miała swoje plany wobec tego mieszkania od samego początku. Wiedziała, że nam pomoże, ale w zamian oczekiwała, że to miejsce będzie służyć także jej celom.
Kłótnia, której nie dało się uniknąć
Gdy mąż wrócił do domu, opowiedziałam mu o wszystkim. Był równie zszokowany jak ja. Nigdy nie przypuszczał, że jego własna matka mogłaby planować coś takiego. Próbowaliśmy porozmawiać z Ireną, ale ona nie widziała w swoim zachowaniu nic złego. „To przecież dla waszej rodziny! Myślałam o waszym dobru!” – mówiła, ale my wiedzieliśmy, że to nie była prawda.
Kłótnia, która wybuchła tego wieczoru, była nieunikniona. Było jasne, że teściowa przekroczyła granicę. Mieszkanie, które miało być naszą przystanią, stało się polem bitwy o kontrolę. Wiedziałam, że musimy postawić granice, aby odzyskać nasz dom.