Teściowa nie przyszła na nasz ślub, a potem zaczęła udzielać złotych rad. Nie zamierzam słuchać rozwódki

Kiedy ja i mój mąż postanowiliśmy się pobrać, wiedziałam, że nie wszystko będzie idealne. Nie z każdą rodziną układa się od razu, a jego matka zawsze była osobą, która wymagała specjalnej uwagi. Ale mimo to nie spodziewałam się, że nasz ślub stanie się punktem zapalnym w naszej relacji.

Od samego początku było jasne, że moja teściowa, Halina, nie przepada za mną. Nigdy nie wyraziła tego wprost, ale drobne złośliwości, krytyczne uwagi i oschłe spojrzenia były dla mnie wystarczającym sygnałem. Kiedy zaczęliśmy planować ślub, odniosłam wrażenie, że Halina specjalnie trzyma się na dystans. Pytałam mojego męża, czy rozmawiał z nią o tym, czy przyjdzie na ceremonię. Zawsze odpowiadał wymijająco, mówiąc, że pewnie się pojawi.

Niestety, w dniu ślubu jej nie było. Przyszli nasi bliscy, przyjaciele, ale miejsce przeznaczone dla teściowej pozostało puste. Miałam wrażenie, że zrobiła to celowo, aby dać mi do zrozumienia, że nie akceptuje naszego związku. To bolało, ale postanowiłam nie pozwolić, by zrujnowało to nasz dzień. W końcu najważniejsza była nasza miłość.

Powrót do rzeczywistości

Po ślubie myślałam, że Halina się odsunie i przestanie się mieszać w nasze życie. Byłam w błędzie. Niedługo po powrocie z podróży poślubnej zadzwoniła do mojego męża i zasugerowała, że powinniśmy się spotkać, aby omówić „kilka rzeczy”. Zgodziłam się, myśląc, że może chce nam pogratulować lub naprawić relację. Niestety, spotkanie przebiegło zupełnie inaczej.

– Wiem, że nie byłam na ślubie, ale miałam swoje powody – zaczęła, nawet nie przepraszając. – Po prostu uważam, że nie jesteście jeszcze gotowi na małżeństwo. Życie w związku to nie jest bajka, trzeba mieć odpowiednie doświadczenie, żeby to się udało. – Jej słowa były zimne i beznamiętne.

Patrzyłam na nią oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć, że po tym, jak nie przyszła na nasz ślub, teraz jeszcze śmie nas pouczać. A co gorsza – mówiła to wszystko, będąc sama rozwódką, która nie potrafiła utrzymać swojego małżeństwa.

Teściowa „ekspertka” od małżeństwa

Od tego spotkania Halina nieustannie udzielała nam rad. Co tydzień słyszałam nowe „złote myśli”, jak powinniśmy prowadzić nasze życie. A to o tym, jak mam traktować męża, a to, że powinniśmy odłożyć decyzję o dzieciach, bo „to nie jest odpowiedni czas”, albo że muszę nauczyć się oszczędzać, bo „małżeństwa rozpadają się przez pieniądze”.

Z każdym dniem coraz bardziej czułam, że się we mnie gotuje. Byłam nowo poślubioną żoną i chciałam cieszyć się wspólnym życiem z mężem, ale Halina nieustannie przypominała mi, że jej zdaniem nie robię wszystkiego dobrze. Mój mąż próbował ją uspokajać, tłumaczyć, że jesteśmy dorośli i sami sobie poradzimy, ale ona zdawała się nie słuchać. W końcu pewnego dnia nie wytrzymałam.

Ostateczna konfrontacja

Podczas kolejnego rodzinnego spotkania, teściowa znowu zaczęła swoje „porady”. Tym razem nie mogłam dłużej siedzieć cicho.

– Halina, z całym szacunkiem, ale nie potrzebujemy twoich rad. Zwłaszcza że sama nie potrafiłaś utrzymać swojego małżeństwa, więc wybacz, ale nie zamierzam słuchać rozwódki o tym, jak powinnam prowadzić własne życie – powiedziałam wprost, patrząc jej prosto w oczy.

Zapanowała cisza. Wszyscy przy stole zamarli. Halina wpatrywała się we mnie, jakby nie wierzyła, że śmiałam powiedzieć to na głos. Mój mąż złapał mnie za rękę pod stołem, chcąc mnie uspokoić, ale ja nie miałam zamiaru się cofnąć. To była chwila, w której musiałam postawić granicę.

Halina nie odpowiedziała, tylko wstała od stołu i wyszła z pokoju. Atmosfera była gęsta, ale w końcu poczułam ulgę. Wiedziałam, że to nie koniec, ale przynajmniej po raz pierwszy powiedziałam na głos, co naprawdę myślę.

Ciąg dalszy…

Od tego momentu nasze relacje z teściową uległy ochłodzeniu. Mój mąż starał się mediować między nami, ale ja nie miałam już sił na udawanie, że wszystko jest w porządku. Nie pozwolę, by ktoś, kto nie był na naszym ślubie i nie wspierał nas, mówił mi, jak mam prowadzić swoje małżeństwo.


Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy powinnam była zachować spokój, czy dobrze, że w końcu powiedziałam, co myślę? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!