Marzyłam o wakacjach bez dzieci, więc zostawiłam je szwagierce. A ona za opiekę wystawiła mi rachunek na 2 tysiące
Planowałam wyjazd bez dzieci od miesięcy. W końcu nadeszła ta chwila – spakowałam walizki, pocałowałam maluchy i zostawiłam je pod opieką szwagierki. Obiecała, że zajmie się nimi z przyjemnością…
Kiedy wróciłam, spodziewałam się jedynie kilku opowieści o tym, jak dzieci radziły sobie beze mnie. Jednak zamiast tego otrzymałam coś zupełnie innego – rachunek na dwa tysiące złotych! …
Marzenia o wakacjach bez dzieci
Każda matka potrzebuje czasem odpoczynku. Zwłaszcza gdy codzienność staje się nie do zniesienia, a krzyk maluchów zaczyna rozbrzmiewać w głowie nawet wtedy, gdy są w drugim pokoju. To był właśnie ten moment, kiedy poczułam, że muszę uciec. Choćby na tydzień. Bez dzieci. Bez odpowiedzialności. Tylko ja, słońce, morze i książka, której nie udało mi się przeczytać od miesięcy.
Zaczęłam planować. Wykupiłam bilety, zarezerwowałam hotel, ale najtrudniejsza część dopiero nade mną – znalezienie kogoś, kto zaopiekuje się dziećmi. Kiedy zapytałam szwagierkę, od razu się zgodziła. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała, że to dla niej przyjemność. Byłam zachwycona! W końcu mogłam spokojnie wyjechać, mając pewność, że dzieci są w dobrych rękach.
Wszystko było zbyt piękne…
Szwagierka zawsze wydawała się miła. Czasem aż przesłodzona – nigdy nie kłóciła się z nikim, wszystko akceptowała z uśmiechem na twarzy. Myślałam, że trafiłam na skarb. Kto inny z taką radością zgodziłby się na opiekę nad dwójką rozbrykanych maluchów? Wyjeżdżałam z czystym sumieniem i ogromnym spokojem.
Pierwsze dni wakacji były spełnieniem marzeń. Leniwe śniadania, długie spacery po plaży i wieczory przy lampce wina. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się udało. Dzieci zostawiłam w dobrych rękach, a ja mogłam się cieszyć chwilą tylko dla siebie.
Ale w głębi duszy coś zaczynało mnie niepokoić. Może to instynkt macierzyński, który zawsze pozostaje w stanie gotowości, a może po prostu odgłosy dzieci na pobliskiej plaży. Kilka razy dzwoniłam do szwagierki, żeby zapytać, jak radzi sobie z moimi pociechami. Za każdym razem odpowiadała krótko i treściwie, jakby była czymś zajęta.
Niespodziewana wiadomość
Wróciłam do domu opalona i pełna energii. Pierwsze, co zrobiłam, to odwiedziłam szwagierkę, by odebrać dzieci. Wydawała się trochę zmęczona, ale poza tym – wszystko było w porządku. Maluchy uśmiechnięte, radosne, a ja szczęśliwa, że wszystko poszło zgodnie z planem.
Dopiero kiedy usiadłam przy stole w kuchni i zaproponowałam kawę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Szwagierka milczała przez dłuższą chwilę, aż w końcu wyciągnęła z torebki kopertę i położyła ją przede mną. „Co to jest?” – zapytałam zdziwiona. „Rachunek za opiekę” – odpowiedziała, jakby to było coś całkowicie normalnego.
Rachunek na dwa tysiące
Serce zamarło mi w piersi. Otworzyłam kopertę i przeczytałam: „Opieka nad dziećmi – 7 dni, 2000 zł”. Byłam w szoku. Przecież nigdy nie wspominała o żadnych opłatach! Mówiła, że to przyjemność, że lubi spędzać czas z dziećmi. „Żartujesz, prawda?” – próbowałam się uśmiechnąć, ale uśmiech zamarł mi na twarzy. Szwagierka pokręciła głową.
„To była ciężka praca. Twoje dzieci są bardzo wymagające” – zaczęła wyliczać wszystkie trudności, jakie napotkała podczas mojej nieobecności. Kąpiele, karmienie, usypianie, zabawa – wszystko to miało swoją cenę. „Nie mogę zrobić tego za darmo” – dodała zimno.
Kłótnia i żądania
Nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam się z nią kłócić, próbując wyjaśnić, że przecież sama się zgodziła, nie wspominając ani słowem o pieniądzach. Ona jednak była nieugięta. Twierdziła, że w dzisiejszych czasach nikt niczego nie robi za darmo. „Chciałaś wakacji bez dzieci? No to miałaś. A teraz musisz zapłacić” – usłyszałam, kiedy wstawała, gotowa do wyjścia.
Zamurowało mnie. Siedziałam przy stole, trzymając ten absurdalny rachunek w ręku. Próbowałam przetrawić, co się właśnie stało. Moja szwagierka, ta słodka, miła osoba, którą zawsze uważałam za serdeczną i pomocną, teraz wyciąga ode mnie dwa tysiące złotych za opiekę nad dziećmi, które tak chętnie zgodziła się zaopiekować. Czy to ja byłam naiwna? A może ona po prostu potrafiła świetnie ukrywać swoje prawdziwe zamiary?