Teściowa nigdy nie miała czasu na wnuki, ale zawsze pierwsza wytykała moje błędy. Ciekawe, czy tak samo dobrze wychowała swojego „idealnego” syna.

Moja teściowa nigdy nie była zainteresowana swoimi wnukami. Zawsze była zajęta, miała swoje sprawy, a jak prosiłam o pomoc – nagle znikała. Jednak za każdym razem, gdy tylko pojawił się najmniejszy błąd w moim wychowaniu dzieci, była pierwsza, żeby go wytknąć. Czy jej syn naprawdę był tak doskonały, jak próbowała to przedstawiać?

W końcu prawda wyszła na jaw. Pewnego dnia coś odkryłam – coś, co rzuciło zupełnie nowe światło na mojego męża i jego „idealne” wychowanie. Nie sądziłam, że to, co z początku wydawało się mało istotne, przerodzi się w ogromną kłótnię…

Teściowa idealna tylko na pozór

Zawsze czułam, że moja teściowa, Ewa, patrzy na mnie z góry. Nieustannie miała coś do powiedzenia, a każde moje działanie związane z wychowaniem dzieci spotykało się z jej komentarzami. „A czemu to robisz w ten sposób? Przecież tak się nie postępuje!”, „Twoje dzieci są za mało zdyscyplinowane, gdyby były moje, wiedziałyby, co to porządek”. Te słowa brzmiały w mojej głowie dzień po dniu, ale nigdy nie widziałam, żeby Ewa sama kiedykolwiek podjęła się opieki nad swoimi wnukami. Na każde moje pytanie o pomoc odpowiedź była taka sama: „Nie mam teraz czasu, mam swoje sprawy”.

Za to miała czas, by mnie oceniać. W końcu zaczęłam się zastanawiać – jak dobrze Ewa wychowała swojego syna? Bo przecież to jej „idealny” syn stał się moim mężem. Może czas dowiedzieć się więcej o tym, co kryje się za jego maską doskonałości.

Pęknięcie w fasadzie

Z biegiem lat coraz bardziej czułam, że coś nie gra. Mój mąż, Andrzej, który początkowo wydawał się być uosobieniem odpowiedzialności, coraz częściej zaczynał się wycofywać z domowych obowiązków. „Jestem zmęczony, w pracy miałem ciężki dzień”, „Zajmij się tym sama, kochanie, przecież jesteś w domu”, słyszałam co krok. Ale gdy jego matka przychodziła w odwiedziny, nagle zmieniał się w idealnego ojca i męża. Wszystko było jak z obrazka.

Pewnego dnia, po kolejnej serii nieprzyjemnych komentarzy od Ewy, postanowiłam porozmawiać z mężem. „Dlaczego twoja matka zawsze wytyka mi błędy, a nigdy nie pomogła nam z dziećmi?” – spytałam. Andrzej milczał. Jego cisza była bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa.

Zaskakująca prawda

Kilka dni później, przypadkiem, gdy przeglądałam pocztę Andrzeja, trafiłam na wiadomość, która wzbudziła moje podejrzenia. Był to e-mail od dawnej znajomej – kobiety, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Treść była krótka, ale wystarczająco szokująca: „Cieszę się, że zgodziłeś się na spotkanie z Olkiem. Mam nadzieję, że w końcu uda ci się naprawić to, co zepsułeś”.

Olek? Kto to? Mój świat na chwilę się zatrzymał. Czy mój mąż ukrywał coś przede mną przez te wszystkie lata? Prawda wydała się bardziej szokująca, niż mogłam przypuszczać.

Wyjaśnienie tajemnicy

Nie mogłam dłużej czekać. Zmusiłam Andrzeja do rozmowy. Po długiej chwili ciszy wyznał, że Olek to jego syn… z poprzedniego związku. Syn, którego nigdy nie widział. Ewa wiedziała o wszystkim i przez te wszystkie lata wspierała syna w ukrywaniu prawdy. Zamiast pomóc mi, zamiast wspierać nasze dzieci, była zbyt zajęta chronieniem reputacji „idealnego” syna, aby prawda nie wyszła na jaw. Czułam się zdradzona i oszukana. Nie tylko przez Andrzeja, ale i przez jego matkę. Całe jej moralizatorstwo okazało się jedną wielką fasadą.

Kiedy wreszcie poznałam całą prawdę, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie mogę dłużej pozwalać, aby ktoś inny wytykał mi błędy, samemu żyjąc w kłamstwie.

Co sądzicie o tej historii? Jak byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!